Hii

środa, 18 grudnia 2013

Opowiadanie "okazyjne" CZĘŚĆ II



Przepraszam, że tak krótko. Na Boże Narodzenie pojawi się następny rozdział, tym razem o wiele dłuższy :)


CZĘŚĆ II

               To jakiś kiepski żart… Przecież ta lalka nie przyszła od tak do mojego domu i nie położyła się na mojej szafce. Wzięłam ją i jednym ruchem wrzuciłam do kosza. To już pierwsza? Nie ma to jak porządnie się wyspać…  Przetarłam ponownie oczy i weszłam do łazienki.
~ To już nie jest śmieszne…
Na umywalce leżała lalka, spojrzałam w stronę kosza i otworzyłam go, aby upewnić się, że na pewno tam leży.  Uszczypnęłam się. Nie, już nie spałam, a lalki nie było… Zamknęłam drzwi do łazienki i zeszłam na dół.
~ Bardzo śmieszne Meg…
~ O co Ci znowu chodzi?
Moja siostra najwyraźniej nie miała o niczym pojęcia, więc nie pytałam dalej. Usiadłam na krześle i podkuliłam nogi. Coś jest nie tak…
~ Jukki, to twoje?
Meg podała mi szmacianą laleczkę a ja odruchowo wstałam i cofnęłam się, przewracając krzesło. Siostra rzuciła w moją stronę lalkę i popatrzyła na mnie jak na wariatkę. Odsunęłam się od tego cholerstwa i wróciłam do pokoju, nie wytrzymam w tym domu ani chwili dłużej…
To zaczyna robić się co najmniej dziwne… Przecież to cholerstwo nie mogło sobie od tak wstać i zacząć spacerować po domu… Spokojnie… Przecież to musi dać się jakoś racjonalnie wytłumaczyć. Po dłuższym przemyśleniu uznałam, że po prostu za dużo słodyczy jak na jeden dzień. Ubrałam szybko pierwsze lepsze jeansy i nałożyłam luźny sweter.
Wyjdę z domu, dotlenię się i wszystko będzie okej.  Tak pomyślała by każda normalna osoba. Ja niestety zaczynałam popadać już w paranoję. Jest dopiero druga, mam jeszcze prawie dwie godziny, a nie widzi mi się chodzenie samej po mieście. Otworzyłam swoją torbę i zasłoniłam sobie ręką usta. Ledwo trzymałam się na nogach.
~Nie… To jakaś paranoja.
Wyrzuciłam laleczkę z mojej torebki i popatrzyłam na nią chwilę, upadła na trawnik przed jakimś domem. Boże, niech przyczepi się do kogoś innego.

sobota, 14 grudnia 2013

Ogłoszenia parafialne!

Przepraszam Was najmocniej moi drodzy, ale nie jestem na razie w stanie dodawać nowych rozdziałów. Nauka, dwie szkoły i meeega zaległości po chorobie mnie dobijają.
Obiecuję, że jutro wieczorem dodam jakiś rozdział. Postaram się dodawać coś nowego w miarę systematycznie.
Bardzo cieszy mnie liczba 152 wyświetleń, a jeszcze większy zaciesz na mojej twarzy spowodowało powiadomienie o obserwatorze bloga. Jestem meeega szczęśliwa i dziękuję Wam, że jesteście :)

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział VII



No to na początek kilka ogłoszeń C; Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam, ale nauka, prace domowe... Obiecuję poprawę. Druga sprawa. Opowiadanie halloweenowe nie będzie halloweenowe xd Będę dodawać po jednym rozdziale przy okazji jakiegoś święta, chyba, że w końcu ktoś mi powie, że mam pisać dalej.  Rozdział tego opowiadania, jako iż będzie pisane bardzo rzadko, będzie dłuuugi. Można powiedzieć, że będzie on liczyć osiem normalnych rozdziałów.
Na koniec mała prośba. Każdy kto czyta mojego bloga niech skomentuje, wyrazi opinię... Widzę, że tu zaglądacie, ale nie wiem czy wam się podoba. Potrzebuję motywacji T.T     
              


      Biegłam już od kilku minut ale cały czas zdawało mi się, że zataczam wielkie koło. Zatrzymałam się na chwilę i rozejrzałam, drzewa, drzewa, drzewa i jeszcze raz drzewa! Gdybym tylko miała telefon. Zaraz, zaraz. Kiedy byłam mała, no dobrze… Nie aż tak mała. Uczyłam się przywoływać przedmioty, ale skąd mam wiedzieć jak daleko od miasta jestem? Usłyszałam trzask łamiących się gałęzi. Nie odwrócę się… Mimo wszystko ciekawość wzięła górę. Odwróciłam się i niepewnie podniosłam wzrok. –Dlaczego uciekałaś? –Olivier… W takim razie już po mnie…- Może dlatego, że chcesz mnie zabić? –Blondyn zaśmiał się i obrzucił mnie rozbawionym spojrzeniem. –Niby po co mam Cię zabić? –Sama nie wiedziałam, kiedy znalazł się tak niebezpiecznie blisko. Z przerażeniem stwierdziłam,  że podchodzi coraz bliżej. Zaczęłam się cofać. –Przecież wiem, że mnie śledzisz. To ty byłeś na lotnisku, prawda? Ty stałeś pod drzwiami. I zastanawiam się tylko, po co mnie szukałeś skoro teraz chcesz to zrobić… - Nadal się cofałam, ale on nie dawał za wygraną i szedł za mną. W końcu jednak musiałam się zatrzymać, moje ciało przyległo do drzewa. To już koniec… -Śledziłem, ale robiłem to tylko po to żeby Cię chronić… -Śmiechu warte… Po co miał by mnie chronić, chyba, że… Moje rozmyślenia przerwał głos Dimitrija, ale nie był to zwykły głos. Tylko ja go słyszałam, w głowie… „Kiedy dam Ci znak, zacznij uciekać. Tu nie jest bezpiecznie…”. Niby dlaczego mam się go słuchać? Przecież jest zdrajcą, tak, na pewno jest zdrajcą! „Biegnij!” rozkazał jego głos. Nie ruszyłam się z miejsca, zza krzaków wyszedł Aleks. „Biegnij do cholery!” nie reagowałam. „Idiotka…” usłyszałam tylko jakieś kroki za sobą a potem znów jego słowa, „W takim razie, poleżysz sobie chwilę…” co to ma znaczyć? –Zamknij oczy… -Usłyszałam jego szept tuż przy uchu. Pstryk… Leżałam na ziemi. Nie zemdlałam, po prostu zrobiłam się głucha i ślepa na wszystko…
             -Mogłaś się mnie posłuchać… -Zamrugałam oczami i przestraszyłam się widząc twarz Dimitrija zaledwie kilka centymetrów od mojej. Chłopak mimo grymasu na mojej twarzy zbliżył się jeszcze bardziej i musnął swoimi wargami moje usta. Oszołomiona tym co właśnie zrobił dałam mu z liścia i szybko wstałam. Zaczęłam iść przed siebie, wciąż nie kojarząc miejsca w którym jestem. –Ej! Poczekaj! –Przyśpieszyłam kroku ale po chwili się zatrzymałam. –Dlaczego miałam uciekać? I co się stało z Aleksem i Olivierem? –Chłopak najwyraźniej obrażony, nie miał zamiaru odpowiadać. Nigdy nie zrozumiem mężczyzn…
       Siedziałam na tylnym siedzeniu jego samochodu, którym „łaskawie” zgodził się mnie podwieźć. Szczerze wolałabym iść na piechotę przez trzy godziny niż jechać z nim. Wciąż nurtowało mnie pytanie co się tam stało. 
 -Radziłbym zostać Ci w pokoju przez następne kilka dni… -Chłopak patrzył na mnie swym bezwzględnym, lodowatym spojrzeniem, mogła bym przysiąc, że gdyby mógł wywalił by mnie za drzwi i rzucał nożami w moje zdjęcie. Nie ma co się nad sobą użalać, muszę dowiedzieć się o co w tym wszystkim do cholery jasnej chodzi! Obserwowałam go prze jakąś chwilę, on również na mnie patrzył, ale to spojrzenie nie było już chłodne. Wydawało mi się, że ma zamiar przeszyć mnie tym wzrokiem na wylot. Przeszedł mnie lekki dreszcz i wtedy poczułam wibracje. Ktoś przysłał mi sms’a. Powoli wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni, Dimitrij się odwrócił więc zaczęłam czytać treść, co chwilę spoglądając w jego stronę… „Nie ufaj mu… Przyjdę po Ciebie, obiecuje…” Aleks… Tylko jemu mogłam teraz ufać. Uśmiechnęłam się do siebie i schowałam telefon. Ale kiedy po mnie przyjdzie?

wtorek, 5 listopada 2013

Rozdział VI



Cieszcie się xd Już niedługo, najprawdopodobniej w niedzielę, aż trzy nowe rozdziały oraz Prolog zapowiadanego wcześniej opowiadania na podstawie anime, a dokładnie mieszanki kilku.



               -Yvett… -Powiedział lekko zmieszany, ale Di mu przerwał. –O niczym. Wiesz, że nieładnie jest podsłuchiwać? –Powiedział ze śmiechem a ja obrzuciłam go obojętnym spojrzeniem. –Byłam w łazience, nie moja wina, że nie potrafisz mówić ciszej… -Prychnęłam cicho i nie obdarzając Aleksa nawet krótkim spojrzeniem, wyszłam z pokoju. Hotelik nie był zbyt ładny, czerwona, pomarszczona tapeta wisiała na ścianie, strasząc właścicieli tym, że zaraz odpadnie. Podłoga wcale nie była lepsza. Stare, zaklejone deski, które wciąż skrzypią…
               Poczułam wirowanie komórki w swojej kieszeni, niechętnie wyjęłam ją i spojrzałam na wyświetlacz, Aleks… Odrzuciłam połączenie i szłam dalej. Nienawidzę rosyjskiego klimatu, ogólnie nie lubię tego kraju. Komórka ponownie zaczęła wibrować, tym razem przyszedł sms ”Yv, dlaczego nie odbierasz? A tak w ogóle gdzie jesteś?”. Znalazła się niańka od siedmiu boleści… Nie jestem już małym dzieckiem, jak to myślał Aleks. Rozejrzałam się po ulicy i ze zdziwieniem stwierdziłam, że idzie za mną jakiś człowiek w czarnej pelerynie. Zamrugałam kilkakrotnie, ale jego już nie było… To pewnie zwykła halucynacja, tak. To na pewno było jakieś złudzenie optycznie. Nie byłam jednak zbyt pewna czy owy człowiek tylko mi się przywidział, kiedy zaczęłam iść przed siebie słyszałam za sobą kroki. Wałęsałam się po najróżniejszych miejscach i zaułkach ale postać w czarnym płaszczu wciąż szła za mną, powoli zaczął ogarniać mnie strach. Zatrzymałam się przy jakimś klubie i ukradkiem spojrzałam za siebie. Znałam go, a przynajmniej tak mi się zdawało, chociaż… Przecież nie widzi znamienia, nie mógł mnie poznać. Weszłam do klubu i usiadłam przy barze, natychmiast wyciągnęłam telefon i miałam zamiar napisać do Aleksa ale właśnie w tym momencie barman podał mi szklankę. Upiłam duży łyk i wzięłam się za pisanie. „Jestem w barze, mówiłam Ci o nim. Zdaje mi się że ktoś mnie…” Przerwałam na chwilę. Próbowałam dokończyć ale przed moimi oczami zrobiło się ciemno. Szybko wyszukałam guzik „wyślij” i nacisnęłam go. Teraz zrobiło się zupełnie ciemno, słyszałam jak telefon upada na podłogę, już po chwili sama tam wylądowałam. Usłyszałam jedynie cichy krzyk a potem wszystko się skończyło…
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu, niewątpliwie było to jakieś mieszkanie. Naprzeciw mnie siedział chłopak który wcześniej za mną szedł. –Miło że w końcu się obudziłaś…-Znam ten głos…  Pamiętam, ale nie wiem skąd. –Nie dobrałaś sobie zbyt dobrego towarzystwa… -Już wiem kto to jest…- Will… Nie męcz jej tak. Najpierw wytłumacz jej co tu robi. –Do pokoju weszła średniego wzrostu szatynka. Eva… -Tyle lat się nie widziałyśmy… -Powiedziałam z wyrzutem i popatrzyłam w jej stronę. –Żadnego znaku życia… Wiesz jak się martwiłam!? –Teraz w moim głosie bardziej było czuć radość, niż złość. Wstałam i podeszłam do niej a następnie przytuliłam się. Wcale się nie zmieniła, za to ja… -Strasznie się zmieniłaś… -Powiedziała z uśmiechem i usiadłyśmy na kanapie. –Dlaczego nie pisałaś. A ty Will? Co mi dosypałeś i dlaczego nie mogłeś normalnie podejść? –Zapytałam, tym razem z wyrzutem. Nie ma to jak na wstępie zacząć się drzeć na własnego brata… -Dziękuję za miłe powitanie, Rose… -Westchnęłam ciężko i zmusiłam się do uśmiechu. –Sam się o to prosiłeś… -Powiedziałam i popatrzyłam na niego ze śmiechem. –Przecież wiesz że nie mógł bym od tak do Ciebie podejść, obserwują nas tylko po to żeby Cię znaleźć…- Popatrzyłam na niego z niemałym zdziwieniem i wzięłam głęboki oddech. –Ale kto mnie śledzi i po co? –William popatrzyła na mnie jak na kosmitę. –To ty nic nie wiesz? –Westchnął ciężko i popatrzył na Evę. No tak, jak zwykle jestem niedoinformowana… -Odkąd uciekłaś, mafia nie przestaje Cię szukać. Niestety do mafii dołączył jakiś chłopak i został ich informatorem. Wiedzą o wszystkim co robisz, więc musieliśmy Ci się pokazać.- No tak… Dziwny informator. Nikt inny jak Dimitrij… -Wysłali Rajmunda i Filipowa na lotnisko, dokładnie wiedzieli gdzie i z kim lecisz… -Nastała dość krępująca cisza. Czyżby Di naprawdę był ich informatorem? –Czyli, że mafia próbuje mnie dopaść, ale po co? Przecież nie jestem im do niczego potrzebna… -Gdybym mogła czytać w myślach, zapewne wiedziała bym co znaczy tajemniczy wyraz twarzy Williama. Chłopak wstał i podszedł do mnie, a następnie lekko odchylił tylną część bluzki, tak ,że znamię było doskonale widoczne. –Tylko ty z naszej trójki to masz.- Lekko postukał palcem w środek znaku, ale ja odsunęłam jego rękę. Nie bardzo miałam chęć na powtórkę z samolotu. –Nie jesteś człowiekiem, ciało nie jest Ci potrzebne, a oni o tym wiedzą. Chcą spróbować znaleźć w tobie ten element, który czyni Cię… Demonem. –Przez chwilę miałam nieodparte wrażenie , że brzydzi się tego kim jestem… -Będą chcieli zdobyć to co masz ty, niezależnie od tego czy coś Ci się stanie. –Will odsunął się i wyszedł z pokoju, ponownie nastała głucha cisza…
             -Muszę już wracać, jest późno… -Zaczęłam kierować się w stronę wyjścia kiedy w pomieszczeniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Po chwili zamienił się on w głośny łomot. –Wyjdź przez okno, to mogą być oni… -Eva pociągnęła mnie w stronę okna po drugiej stronie domu. Szybko przez nie wyskoczyłam i zobaczyłam coś co mną wstrząsnęło. Za rogiem, koło drzwi stał Olivier. Nie był on ubrany normalnie. Miał na sobie długi, czarny płaszcz i wojskowe buty tego samego koloru. Szybko cofnęłam się tak, aby ściana mnie zasłoniła i biegiem ruszyłam przed siebie. Teraz tylko pytanie, gdzie ja jestem?

poniedziałek, 4 listopada 2013

Rozdział V




                Czułam okropny ból. Powoli zaczynałam wątpić, że szatyn poradził sobie z tymi typkami… Po chwili jednak poczułam coś chłodnego na swoim czole, otworzyłam oczy i zlustrowałam wszystkich, którzy stali przede mną. Bez wątpienia przynajmniej jednej z trzech twarzy, osób które stały nade mną nie rozpoznawałam. Może to dlatego że prawie nic nie widziałam?  Nienawidzę tego, wszystko przed moimi oczami jest rozmazane, jak gdyby ktoś oblał wodą świeży obrazek malowany akwarelami. Zamrugałam kilkakrotnie, aż obraz odzyskał swą dawną ostrość. Teraz mogłam rozejrzeć się o wiele dokładniej… Zauważyłam lekko uśmiechniętą twarz Aleksa i… Czy to przypadkiem nie jest ten blondyn którego widziałam wcześniej na lotnisku? Skądś kojarzyłam jego twarz, ale nie byłam pewna. On także się uśmiechał. Trzecia postać odeszła gdy tylko otworzyłam oczy, wiec nie zobaczyłam jej twarzy.
-Co z… -Powiedziałam cicho, lecz Aleks mnie uciszył. Czy ja już niczego nie mogę wiedzieć?! –Nimi się nie przejmuj. –Dopiero teraz zauważyłam że wokół jego oka widnieje całkiem pokaźny, fioletowy siniak. Lekko uniosłam dłoń i złapałam jego ramię, podniosłam się jednym ruchem ale miałam wielka ochotę znów się położyć. Że też wiedzieli co się stanie… Właściwie, ciekawe co oni tu robili. Wątpię aby to był zwykły przypadek. Popatrzyłam na blondyna a potem na Aleksa, właśnie miałam się zapytać kto to, ale najwyraźniej ten czytał mi w myślach. –To mój przyjaciel, Dimitrij… -Teraz już wiedziałam skąd go znam, ciekawe czy mnie pamięta… -Znam Cię… -Powiedziałam lekceważącym tonem i rzuciłam Aleksowi spojrzenie „Zrobiłeś to specjalnie?”. Ten popatrzył na mnie z nieznanym mi wyrazem twarzy… Jeśli to ma się tak toczyć to wątpię by coś z tego wyszło… Ten idiota nie potrafi nawet celnie strzelić… -Masz na imię Rose, prawda? –Zapytał z lekkim uśmiechem. –Może w poprzednim wcieleniu…- Wstałam, chwiejnym krokiem zaczęłam iść przed siebie. Jesteśmy nadal w samolocie… Usiadłam dwa siedzenia dalej i podkuliłam nogi. Nie mam zamiaru przebywać w jednym pomieszczeniu z Dimitrijem, już i tak nie czuję się najlepiej…
             Przeszłam obok nich obojętnie lecz po chwili odwróciłam się na pięcie i zapytałam. –A co z samochodem? –Na pewno nie będę jechać samochodem tego kogoś… Odruchowo chciałam wyciągnąć rękę ale nie zrobiłam tego. Blondyn podał mi kluczyki a ja spojrzałam na niego gniewnie i chwiejnym krokiem wyszłam z samolotu. –Moje maleńkie, nic Ci nie zrobił? –Jęknęłam gładząc maskę samochodu. Wyciągnęłam z kieszeni karteczkę i odczytałam jakiś adres. Nie mam zamiaru na nich czekać, będą iść na piechotę…
          Wyciągnęłam walizkę z bagażnika i zaczęłam kierować się w stronę jakiegoś hotelu, Aleks przez długi czas się tu nie zjawi. Chyba że Di ma samochód, w co szczerze wątpię. Pomyliłam się jednak, zanim zdążyłam wejść do budynku usłyszałam samochód. Czyli nici z samotności… A szkoda. –Yve, chciałaś nam uciec? –Zapytał z rozbawieniem Aleks. Najwyraźniej poprawił mu się humor. Nie odpowiedziałam, otworzyłam drzwi hotelu i podeszłam do recepcji, i co się dowiedziałam? Że mam pokój dwuosobowy… Jeden pokój z Aleksem, to jakiś żart. Westchnęłam ciężko, i z nadzieją, że nie odpadnie mi ręka zaczęłam wchodzić po schodach. Pchnęłam lekko drzwi i jęknęłam cicho, jedno łóżko. To może prześpię się w samochodzie?
             Weszłam do łazienki i zamknęłam się, usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. –Myślisz że jest na to gotowa? –Aleks najwyraźniej nie był do czegoś przekonany. –Jeśli teraz jej nie powiem może być już za późno. Chyba nie chcesz mieć jej na sumieniu?- Di na chwilę przerwał. –Myślisz że Rajmund i Filipow w jednym samolocie to przypadek? –Musiałam wiedzieć o czym mówią. Otworzyłam drzwi i oparłam się o framugę. –O czym rozmawiacie? –Obaj patrzyli się na mnie z przerażeniem, oraz obawą przed tym że zbyt wiele słyszałam…

czwartek, 31 października 2013

Opowiadanie Haloweenowe, część I



This world will never be
What I expected
And if I don't belong
Who would have guessed it
I will not leave alone
Everything that I own
To make you feel like it's not too late
It's never too late…
~The days Grace

Hej kochani J Jako, iż wszyscy chyba wczuli się w klimat Haloween, postanowiłam napisać krótkie, kilku rozdziałowe opowiadanie właśnie w takich klimatach.

CZĘŚĆ I

              „Nigdy nie jest za późno by zmienić świat, nigdy nie jest za późno… Nie może być zbyt późno by się zmienić, ale zawsze można stwarzać błędne koła. Nienawiść nas niszczy…  Wiem, że może być już zbyt późno…”
Leżałam na łóżku bezwiednie wystukując palcem rytm jakiejś piosenki, telefon dzwonił już od pół godziny, kiedyś trzeba odebrać, a może nie… Cisnęłam poduszką w ścianę i wstałam, byłam już u kresu wytrzymałości, więc chwyciłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz… Sora? Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek zadzwoni…
~Halo?
~ Jukki, dlaczego nie odbierasz, Lisa dzwoniła chyba z pięćdziesiąt razy.
~Sorry… Nie mam nastroju na rozmowy, czego chcecie? ~ Ton mojego głosu stawał się coraz chłodniejszy, jednym słowem wracał do normalności…
~ Właśnie… chciałem się zapytać czy nie chciałabyś dziś z nami wyjść, jak za dawnych czasów?
~Sora, zdajesz sobie sprawę z tego, że nie mamy już po osiem lat?
~Czyli nie??
~ Tego nie powiedziałam, to kiedy i o której?
~ Jesteś super! W parku za dwie godziny, przebierz się jakoś, może za seksowną panią wampir, jak kiedyś?
Zaśmiał się i na chwilę zapadła cisza, świetnie pamiętam te czasy…
~ Skoro nalegasz… Ok., kończę, pa…
Rzuciłam telefon na łóżko i wyrzuciłam z szafy wszystkie ubrania, nie miałam niczego, co nadawało by się choć trochę na kostium… Chociaż… Moim oczom pokazał się czarny, koronkowy gorset, chyba mam pomysł…
             Zostało jeszcze pół godziny. Stałam przed lustrem prawie gotowa.
~Hmm… Wygląda całkiem nieźle….
Uśmiechnęłam  się sama do siebie i spojrzałam na całokształt. Czarny gorset, czarna spódniczka przed kolano i peleryna. Brakuje mi jeszcze tylko czapki wiedźmy! Zaraz coś znajdę. Przeczesałam ręką czarne loki i ułożyłam je tak by tworzyły drugą pelerynę. Zastanawiałam się czy nie nałożyć odrobiny makijażu. Z moją białą skórą ludzie, którzy zobaczą mnie wyskakując zza rogu mogą dostał zawału… Cóż, pomogę im w tym. Pomalowałam krwisto czerwoną szminką usta, teraz byłam gotowa!
              Czekałam w parku oparta o drzewo, jak ja nie lubię takich klimatów, małe potworki plątały się w to i z powrotem z wyszczerzonymi gębami, kiedy w końcu przyjdzie Sora, choć szczerze wątpiłam, że przyjdzie tylko Sora i Lisa. Ja już ich znam! Pewnie ściągnął całą paczkę.
~ Hej Jukki!
Odwróciłam się natychmiast i zobaczyłam siedem osób idących w moją stronę, uśmiechnęłam się szeroko i pomachałam im. Jak za dawnych czasów…
~ Mamy zamiar straszyć bachorki i zbieramy słodycze?
Zapytałam z nadzieją, że będziemy robić za „tych złych”. Sora zaśmiał się i spojrzał na resztę, dopiero teraz dobrze widziałam kto z nim przyszedł. Dwaj bliźniacy (dwu-jajowi) Luke i Chris, Alex, Lisa, Isabell i Yui. Masza paczka z podstawówki…
~ Nie ma tak dobrze, w tym roku zbieramy słodycze!
             Czas mijał nieubłaganie, pierwszy raz od ponad roku widziałam swoich przyjaciół, wcale się nie zmienili, choć może… Tak, chłopcy troszeczkę wydorośleli i zrobili się troszkę przystojniejsi. Zaśmiałam się w myślach, pamiętam stare czasy… Było już dośc późno więc postanowiliśmy, że to będzie już ostatni dom.
~Cukierek albo psikus!
Powiedziałam słodziutkim głosem kiedy w drzwiach stanął jakiś mężczyzna. Wsypał kilka łakoci do naszej torby i zamknął drzwi.
~ No to… Chyba musimy się pożegnać.
~ Niestety…  Może spotkamy się jutro?
~ Jestem za, o czwartej w kawiarni na rogu?
Pokiwałam na zgodę głową i pomachałam odchodzącym przyjaciołom, stałam jeszcze chwilę przed domem i już miałam odchodzić, kiedy nagle moją uwagę przykuło coś w krzakach. Wyciągnęłam z nich coś, co okazało się szmacianą lalką… No tak klimat haloween, lalka z zakrwawionym mieczem i przepaska na oku. Westchnęłam i położyłam lalkę na ziemi.
             Boże, gdzie jest ten budzik… Przetarłam oczy i wyciągnęłam rękę w stronę szafki, na której powinno znajdować się to cholerstwo, ku mojemu zdziwieniu leżała tam jedynie lalka, ta sama, którą wczoraj znalazłam…

środa, 30 października 2013

Rozdział I "Mgła..."



Prolog



              Dziewczyna szła ulicą kurczowo trzymając swą błękitną parasolkę w ręce, drugą zaś próbowała odgarnąć z twarzy kosmyki czarnych włosów. Wiatr wciąż je rozwiewał więc nie było to łatwe zadanie. W pewnym momencie nie widziała już nic. Zdarzyło się wtedy coś, co od początku przewidywała... Wpadła na kogoś i wciąż nic nie widząc, upadła na chodnik puszczając parasolkę, która natychmiast została porwana przez wiatr. Po niespełna minucie wyplątała twarz z burzy czarnych loków i popatrzyła na osobę, którą potrąciła. Kucnął przy niej pewien blondyn i podał rękę, aby wstała.
-Przepraszam, to wszystko przez ten wiatr...
Powiedziała nieśmiało dziewczyna a ten tylko się uśmiechnął, podał jej parasolkę i melodyjnym, kojącym głosem powiedział jedynie "To moja wina, przepraszam" Wszystko zaczyna się powoli rozpływać, chłopak patrzy na nią z lekkim, melancholijnym uśmiechem i znika...
Dziewczyna budzi się w swoim pokoju, na ścianie widnieje czyjś cień ale zanim zdążyła się odwrócić, osoby, która go rzucała już nie było. Po twarzy dziewczyny spływają stróżki chłodnej wody, czyżby był to sen na jawie? Wygląda przez okno, księżyc w pełni oświetla wszystko co jest za oknem. Jest środek zimy... Czy naprawdę śniła? Wstaje z łóżka i sięga po ręcznik ale jest już sucha. Z niezrozumieniem siada na łóżku i spogląda na budzik, za chwilę i tak musi wstawać...

 

Rozdział I


               ~Jaki dziwny sen… ~ Mruknęłam sama do siebie i nakryłam ramiona kołdrą, dlaczego jest tak zimno? Spojrzałam w stronę okna, było otwarte… Przecież to nie możliwe… To był tylko sen, to tylko sen… Mimo wszystko wiedziałam, że nawet jeśli będę to sobie wmawiać do końca życia to i tak w to nie wierzę, nie należę do ludzi których można od tak przekonać, lecz to co się stało było absurdalne, wręcz nierealne… Ostatnio strasznie dużo dziwnych rzeczy było ze mną związane, bo i Bóg nie wie, jak jednym susem znalazłam się na dachu trzypiętrowego budynku. Całe moje życie zaczynało robić się wręcz z zawrotną prędkością, jedną wielką pomyłką. Zegar pokazywał za piętnaście szóstą. Każda normalna osoba, wiedząc, iż ma jeszcze dobrą godzinę snu wtuliła by łeb w poduszkę i zasnęła, ale ja normalna nie byłam…
        Po wszystkich ceremoniach w toalecie ubrałam się w szare jeansy i wyblakłą niebieską bluzę,  upięłam na czubku głowy niestarannie zrobiony kok i po cichu wymknęłam się z domu. Na dworze już czekał mój pies, przyzwyczaił się do wczesnych spacerów. W nocy musiało nieźle padać, wszędzie gdzie nie spojrzeć były kałuże. Westchnęłam cicho i przypięłam smycz do jego obroży ~ Chodź mały, dzisiaj pójdziemy na dłuższy spacer…
        Już prawie dwadzieścia minut spacerowałam leśną ścieżką, było jeszcze dość ciemno, więc nie spodziewałam się, że kogokolwiek tutaj spotkam. Najwyraźniej się pomyliłam, dwadzieścia metrów ode mnie stał jakiś mężczyzna, nie widziałam go zbyt dobrze. Miejsce w którym stał było osnute gęstą mgłą. Patrzył się na mnie, więc odwróciłam wzrok, nie chcemy niepotrzebnych problemów, prawda? Mimo wszystko ponownie spojrzałam na mężczyznę, a raczej na miejsce, w którym stał, ponieważ już go tam nie było. ~ Zaczynam wariować… ~ Pies spojrzał na mnie ze zdziwieniem, najwyraźniej nie zauważył nic dziwnego w tym, że mężczyzna w ciągu pięciu sekund zdążył wyparować, a może to ze mną jest coś nie tak? Przecząco pokiwałam głową, jakby dla utwierdzenia swojej normalności i poszłam dalej, ale nie mogłam kontynuować spaceru w spokoju, nadal czułam na sobie czyjś wzrok…

poniedziałek, 28 października 2013

Rozdział IV



Już niedługo pierwszy rozdział nowego opowiadania ^^



           -Boże… Zaraz się spóźnię. –Jęknęłam i dodałam gazu. Teraz było już pewne, że nie dojadę na czas. Zza rogu wyłonił się policyjny wóz, nie było szansy żebym tak szybko zahamowała. Przejechałam obok auta wciąż mając na liczniku powyżej stu dwudziestu. Czyżby nikogo nie było w radiowozie? Na pewno ktoś tam był… Przed moimi oczami ukazał się gmach terminalu. Wysoki budynek, pokryty szkłem. Na pasie stał samolot, zapewne zaraz miał odlecieć. Piąta dwadzieścia pięć…
Szybko wysiadłam z samochodu i wyjęłam walizkę z bagażnika. Już po chwili zauważyłam Aleksa. –Szybciej, zaraz odlatujemy… -Wziął moje bagaże i bez trudu zaczął je ciągnąć, szybko podążyłam za nim. Po chwili znaleźliśmy się przed samolotem, rzucił jakiemuś chłopakowi moje kluczyki i walizkę, a ten złapał je bez trudu i zaczął gdzieś iść, nie widziałam jego twarzy lecz na pewno był jasnym blondynem, być może w moim wieku. Popatrzyłam ostatni raz w jego stronę z dziwnym przeczuciem że skądś go znam. Znikł z mojego pola widzenia…
        -Gdzie mamy miejsca? –Zapytałam patrząc na szatyna, był podenerwowany. Kiedy nie odpowiedział szturchnęłam go lekko. –Aleks, pytałam się o coś… -Ten popatrzył na mnie i gestem wskazał dwa miejsca z tyłu samolotu. Przerzuciłam włosy na plecy i usiadłam na miejscu pod oknem, najwyraźniej nie chciał ze mną rozmawiać… -Kim był ten chłopak? –Czyli jednak się odezwał… -Powiesz mi? –Zapytał wyraźnie milszym głosem. Czyli jednak to go gryzło! –Nieważne. Nie twój interes. –Powiedziałam patrząc za okno. -A właśnie że mój… -Powiedział tak, jakby miał zamiar się ze mną droczyć. –Pilnuj lepiej swojej Mary… -Powiedziałam chłodno i popatrzyłam na niego ze złością. Lepiej niech pilnuje swoich spraw. Usłyszałam jego cichy śmiech. No tak, właśnie zaczyna realizować swój plan, „jak mnie rozgryźć”, czyżby właśnie udało mu się skłonić mnie do wyrażenia swojej zazdrości? A jednak mistrz nadal góruje nad uczniem, ale niech się nie martwi, uczeń będzie lepszy… -Czyżby zżerała Cię zazdrość? –Powiedział z rozbawieniem i lekko chwycił mój podbródek. Nasze oczy były na tym samym poziomie więc mimo karcenia się w duchu spojrzałam w te jego piękne oczy. Kolor nadziei… Chyba jednak nie mogłam mieć nadziei że cokolwiek kiedyś uwolni go od tamtej dziewczyny… Odsunęłam się od niego i z godnością uniosłam głowę.  –Znamy się tak długo… Prawie siedem osiem, prawda? Czy nie sądzisz że jeśli uczeń jest zazdrosny… -Przerwał mu mój cichy syk, pomasowałam lekko swoją skroń i popatrzyłam na niego, dobrze wiedział co to oznaczało. Ostatni raz czułam to dwa lata temu, kiedy miałam sprzątnąć jednego z członków mafii –demona… Aleks dyskretnie rozejrzał się po samolocie, jednak już wiedziałam gdzie jest zagrożenie. Kopnęłam go lekko w kostkę i popatrzyłam za okno. Zbyt dobrze znałam tą twarz… Filipow. –Wątpię żeby był to przypadek…- Powiedziałam z lekkim westchnieniem. Dlaczego to tak okropnie boli? Popatrzyłam z nikłym uśmiechem na chłopaka i oparłam głowę o chłodną szybę, po chwili mruknęłam „co mówiłeś?” .Chłopak zaśmiał się i podsunął do mnie. Zauważyłam kątem oka jak nachyla się nad moim ramieniem, a jego głowa powoli zbliż się do mojej. Przerażona wizją tej niebezpiecznej bliskości zsunęłam się niżej i odwróciłam twarz w jego stronę. –Co chciałeś zrobić? –Chłopak zaskoczony moim ruchem szybko wrócił na swoje miejsce. –Nic… Chciałem tylko… -Na jego twarzy pojawił się nieznany mi dotychczas rumieniec. –Chciałeś tylko? –Zapytałam z lekkim śmiechem, głowa przestała mnie boleć, to chyba dobrze… -Nie ważne… -Powiedział cicho i odwrócił ode mnie wzrok.  Ktoś wszedł na pokład, tą osobą okazał się rosły, dobrze zbudowany mężczyzna o kruczoczarnych włosach sięgających do ramion- Rajmund… Zapewne zaraz zobaczymy również Filipowa. Aleks popatrzył na mnie z jakąś dziwną, nieznaną mi dotąd minął, czyżby to była troska? Skrzywiłam się z bólu i stwierdziłam że usiadł zaraz za nami. Nasunęłam bluzkę wyżej, tak aby zasłoniła szyję i zsunęłam się jeszcze niżej. Szatyn złapał mnie za rękę i przyciągnął bliżej siebie, teraz brakuje nam tyko tego aby łowca stał się zwierzyną…
         Myślałam że za chwilę eksploduje mi czaszka, jeszcze tylko pół godziny, muszę wytrzymać… Moja głowa bezwładnie leżała na ramieniu Aleksa a ręką ściskałam jego nadgarstek. Nie był to jakiś zwykły ból, on doskonale o tym wiedział ,kiedyś sam musiał to znosić, więc rozumiał, że przez ten ból już nie jeden postanawiał ulżyć sobie w cierpieniu. Oczy okropnie mnie piekły, z trudem powstrzymywałam łzy. Nagle rozległ się głos pilota. „Niestety, z powodu złych warunków atmosferycznych musimy przeczekać na lotnisku…”. Nawet nie zwracałam uwagi na to, co działo się za oknem, dopiero teraz zauważyłam że pada deszcz a ciemne, wręcz czarne niebo przecinają żółte gromy. Powoli zaczęliśmy lądować… Wcisnęłam głowę w fotel z nadzieją że w końcu się oddalimy. Chyba bardziej nie mogłam się mylić… Kiedy mieliśmy zacząć wychodzić Aleks przepuścił mnie a ja sięgnęłam po swoją torbę. Niestety moja bluzka niefortunnie ześlizgnęła się z szyi odsłaniając mały tatuaż, wiedziałam że Rajmund i Filipow się na mnie patrzą lecz dopiero po chwili zauważyłam że jeden z nich stoi za mną. Uśmiechnął się do mnie, obnażając swoje ohydne żółte zęby. Aleks stał odwrócony tyłem i najwyraźniej czegoś szukał… -Nie róbcie tego…- Jęknęłam cicho, lecz wiedziałam że nawet gdybym mogła nie dała bym rady sięgnąć po nóż. Filipow z miną kata uderzył z całą siła w mój kark, nie zdążyłam się odwrócić… 3, 2, 1… Usłyszałam jedynie huk jaki wywołał mój upadek, przed moimi oczami zrobiło się ciemno…

niedziela, 27 października 2013

Rozdział III




           - Jak widzisz nie śpię. – Powiedziałam wciąż niepewna tego po co przybył. Uśmiechnął się do mnie, już wiedziałam że coś jest nie tak. Na dodatek Olivier wciąż siedział w walizce.  Po co ja go zamykałam? Przecież równie dobrze mógł wejść do szafy. Moja pomysłowość jest naprawdę… Chora. Tak, chora to świetne określenie dla tego co roi się w tej głowie. Popatrzyłam na Aleksa i cofnęłam się prawie niezauważalnie. Po chwili jednak zdałam sobie sprawę że chłopak nie stoi już przede mną… Ugh! Wykiwał mnie moją własną sztuczką! Szczwany lis… Odwróciłam głowę, szatyn stał tuż za mną, czułam jak jego słodki zapach krąży w moich nozdrzach, mimowolnie uśmiechnęłam się. Chłopak był już bardzo blisko, jego perfumy coraz bardziej mąciły mi w głowie w końcu jednak otrząsnęłam się z tego okropnego transu. –Może jest inny powód dla którego tu jesteś? – Zapytałam wciąż obrzucając go podejrzliwym spojrzeniem. Aleks przybliżył się jeszcze bardziej lecz po chwili znów się cofnął. – Nie wiem czy nie będzie nam potrzebne auto. Właśnie miałem jechać na lotnisko i chciałem się zapytać czy chcesz zabrać swoje. –Powiedział jednym tchem a po chwili znów stał przede mną. Chwycił lekko mój podbródek i zbliżył swoje wargi do moich ust. Wiedziałam że nie może się to udać, nie myliłam się. Kiedy miał mnie pocałować za moimi plecami rozległ się głos Oliviera. –Kto to jest kochanie? –Teraz to już naprawdę przesadził… - Yvett, widzimy się na lotnisku. – Powiedział i obrzucił morderczym spojrzeniem blondyna, który jak się okazało stał przy ścianie, w samych bokserkach, już po chwili szatyn wyszedł z domu. – Idiota… -Rzuciłam gniewnie w jego stronę i już miałam zamiar dać mu z liścia kiedy przypomniałam sobie o tym że muszę się spakować. Ominęłam go szerokim łukiem i zaczęłam wrzucać do walizki ubrania. Kiedy opróżniłam połowę szafy zamknęłam z trudem walizkę i ściągnęłam ją z łóżka. Całe szczęście posiadła kółka, gdyby ich nie miała było by wątpliwe czy doczołgała bym się z nią do samochodu. W końcu walizka zajęła swoje miejsce pod drzwiami. Ruszyłam w stronę kuchni…
       -Dokąd dokładnie jedziesz? – Zapytał,  kończąc pochłaniać jajecznicę. Patrzył się na mnie tak, jakby coś miało z niego wyskoczyć. Po chwili padło długo wyczekiwane przez niego pytanie. – Dlaczego ten chłopak mówił do Ciebie Yvett? I kto to tak właściwie jest? – Miałam serdecznie dość jego obecności, upiłam trochę kawy z filiżanki i odpowiedziałam mu. – Jadę do Moskwy. Mówiłam Ci przecież że nie nazywam się Rose, a Aleksander jest moim… przyjacielem. -Wstałam od stołu i popatrzyłam na niego ponaglająco. – Choć bo zaraz się spóźnię! – Chłopak wstał od stołu i narzucił na siebie bluzę. Jak dobrze pójdzie to dojadę na lotnisko w piętnaście minut. – Ten twój przyjaciel jest jakiś dziwny, wydaje mi się podejrzany… - Powiedział i zaczął iść w stronę drzwi. Wzięłam ze stołu kluczyki i ruszyłam za nim. – Nie znasz go… Jak dla mnie jest bardzo miły. –Powiedziałam i mruknęłam, zamykając drzwi. – Do zobaczenia, kiedyś… -Otworzyłam drzwi czarnego lamborghini i stwierdziłam że zostało mi pół godziny. Z piskiem opon ruszyłam z podjazdu, w końcu nie mogłam się spóźnić…

sobota, 26 października 2013

Rozdział II



Mam nadzieję, że podoba się wam opowiadanie, rozdziały będę dodawać co dwa, trzy dni, a tym czasem mam nową wiadomość. Już niedługo dodam pierwszy rozdział nowego opowiadania, a tymczasem mam prośbę, piszcie pomysły na swoje własne postacie! Być może już niedługo stworzymy opowiadanie grupowe :)

 Rozdział II

       Jeden z mężczyzn zaczął się śmiać a ja tylko westchnęłam i obrzuciłam ich chłodnym spojrzeniem, Moje zielone oczy zapłonęły czerwienią. Szykuje się zabawa… - Co masz nam zamiar zrobić panieneczko? –Zaśmiał się i popatrzył na mnie z rozbawieniem. –Zawiąż mu oczy, nie będzie musiał patrzeć na to, co z nią zrobimy. –Warknął do swojego przyjaciela a ten posłusznie wykonał rozkaz. Obaj zaczęli do mnie podchodzić, a ja stałam niewzruszona i patrzyłam na nich tak, jakby to byli moi przyjaciele. Kiedy byli już bardzo blisko jednym ruchem wyciągnęłam małą buteleczkę i zaśmiałam się w myślach. Nie ma to jak sok z gumi jagód!  Jednym łykiem wypiłam zawartość i zniknęłam, aby za chwilę pojawić się za ich plecami. Oparłam się na ich ramionach widząc, że są zdezorientowani. –To co? Nadal chcecie coś mi zrobić? –Zapytałam, a po chwili dodałam szeptem. –Teraz wypadało by uciekać… -Mężczyźni popatrzyli na mnie z przerażeniem i zaczęli biec przed siebie. Jak ja kocham nie być człowiekiem! –Nic Ci nie jest? –Podeszłam do chłopaka i rozwiązałam go. –Nie… -Odpowiedział krótko, jeśli nie chce mówić to nie musi. –Nie wiesz że w tym mieście nie chodzi się w nocy po ulicach? Jeśli życie jest nudne to rób tak dalej… -Odgarnęłam swoje długie do pasa, blond włosy i zaczęłam iść w stronę domu. –Poczekaj! Ja Cię znam! –Krzyknął, a ja odwróciłam się na pięcie, ten głos… Nie! To nie jest możliwe… -Rose! Pamiętasz mnie? To ja Olivier! –Popatrzyłam  na niego i syknęłam. –Najwyraźniej mnie nie znasz, nie mam na imię Rose… -Ten nie dawał jednak za wygraną –Przecież wiem że to ty! Piętnaście lat Cię szukałem a Ty byłaś tak blisko… -Teraz już nie wykręcę się… -No dobrze, pamiętam, ale nie będę rozmawiać z tobą na ulicy. Chodź… -Powiedziałam i szybkim krokiem ruszyłam przed siebie.
 Po kilku chwilach byliśmy pod moim domem, otworzyłam przed nim drzwi, a kiedy wszedł szybko zamknęłam. Zaprowadziłam go do salonu i wskazałam biały, skórzany fotel który stał tuż przy małym stoliku do kawy. –Chcesz się czegoś napić? –Zapytałam, lecz ten pokiwał przecząco głową. –Dlaczego nie wróciłaś? Wiesz jak bardzo wszyscy się o ciebie martwili? Piętnaście lat… -Powiedział jednym tchem i znów zaczął. – Co z twoimi włosami i oczami? Specjalnie się tak zmieniłaś? – Dorzucał mi nowe pytania. Sama już nawet nie pamiętam jak wyglądałam, codzienne zakładanie soczewek żeby zmienić barwę oczu… Zastanawiałam się po co to robię. – Nikt mnie nawet nie szukał! Moi rodzice zapewne starali się zapomnieć o mnie i moich dziwactwach, Ci ludzie zresztą nie są moimi rodzicami! –Powiedziałam patrząc na niego ze smutkiem, nie mogłam uwierzyć że przez jedenaście lat mojego życia okłamywali mnie, tylko po to żebym potem dowiedziała się tego od mafii…Nie wybaczyłam im tego i nie mam zamiaru. Miałam wtedy jedenaście lat, a ludzie którzy mnie wychowywali zostawili mnie samą na lotnisku i odeszli, wciąż nie mogę zapomnieć tego uczucia, byłam samotna, aż wreszcie podszedł do mnie mężczyzna, stali za nim moi opiekunowie i mówił mi że mnie zabierze, że poznam swoich prawdziwych rodziców…
-Na darmo tu przyjechałeś… Jutro wyjeżdżam do Rosji. –Powiedziałam i wstałam z fotela. –Jeśli chcesz mogę Cię przenocować. –Zaproponowałam a ten skiną głową na znak że się zgadza. Zaprowadziłam go do sypialni i wskazałam łóżko naprzeciw swojego, sama zaś poszłam do łazienki i nalałam do wanny dużo wody. Gdyby Afrykańczycy to widzieli, już dawno rzucili by mnie na pożarcie aligatorom…
Po półgodzinnej kąpieli wyszłam z wanny i przebrałam się w piżamę, nastawiłam swego dręczyciela na godzinę czwartą rano i usiadłam na łóżku. Chłopak już dawno zasnął, zgasiłam więc światło i cicho powiedziałam „dobranoc”. Położyłam się do łóżka i już po chwili spałam.
       Obudziłam się zanim mój kat zdążył zadzwonić. Wyciągnęłam dłoń w stronę szafki i udaremniłam mu drażnienie moich uszu. Olivier już chyba nie spał, przynajmniej tak mi się zdawało. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni zrobić coś do jedzenia nagle rozległo się pukanie do drzwi, szybko wyjrzałam przez  okno i o mało co nie pisnęłam widząc przed drzwiami Aleksandra. Szybko pobiegłam do sypialni i zepchnęłam chłopaka z łóżka. On oszołomiony, nic nie powiedział tylko dziwnie na mnie popatrzył. Wyciągnęłam największą walizkę jaką miałam i szturchnęłam Oliviera. –Właź tam! –Powiedziałam i otworzyłam walizkę. –Chyba sobie żartujesz… -Jeśli zaraz nie wejdzie do tej walizki to coś mu zrobię…- Właź i nie gadaj! –Tym razem chłopak wszedł do walizki a ja zamknęłam ją  i postawiłam w kącie. Szybko pobiegłam do drzwi. –Cześć Aleks… -Powiedziałam lekko zdenerwowanym tonem. Po co on tu przyjechał!? –Myślałem że jeszcze spisz, chciałem Cię obudzić. –Być może tylko mi się zdawało lecz w jego wzroku było coś dziwnego, czyżby nie przyszedł tu po to żeby mnie „obudzić”?

piątek, 25 października 2013

Rozdział I

Cóż, miałam zamiar pisać opowiadanie o bohaterach pewnej mangi, ale powstrzymałam się ponieważ umiem pisać tylko yaoi a to raczej nie przejdzie. Na zachętę do czytania postanowiłam wstawić kilka rozdziałów mojego, już dosyć starego, opowiadania. Zapewne na przemian będę wstawiać trzy opowiadania więc:
Itadakimasu!

Rozdział I


              Księżyc otulał ciemne uliczki. Jedyne żywe istoty błąkające się o tej porze po tym okropnym mieście to koty- nieustraszeni podróżnicy. No tak, zapomniałam o szczurach, te wstrętne stworzenia chyba nigdy nie śpią. Żaden normalny człowiek nie puszczał by się o tej porze bo mieście, są zbyt strachliwi by chodzić po ulicach kiedy zaczyna się ściemniać a o nocy nawet nie ma co gadać… Siedziałam na dachu jednej z kamienic i przyglądałam się poczynaniom kocura, który najwyraźniej został uwięziony na dworze przez swych właścicieli. Denerwowało mnie jego miauczenie, więc podeszłam do niego i jednym ruchem otworzyłam okno, ten zaś wskoczył do mieszkania i posłał mi ciche podziękowanie w postaci machnięcia ogonem. Już po chwili stworzenie leżało na łóżku, tuż przy swej małej właścicielce. Uśmiechnęłam się prawie niezauważalnie i jednym ruchem zamknęłam okno, po chwili obróciłam się na pięcie i o mało co nie dostałam zawału. Stał za mną przynajmniej o dziesięć centymetrów wyższy szatyn. Klepnęłam go niezbyt mocno po ramieniu i z wyrzutem powiedziałam:
-Możesz mnie nie straszyć? Obiecuję Ci, że kiedyś tego pożałujesz…- Powiedziałam lecz chłopak nadal stał niewzruszony, mogłabym przysiąc że na jego twarzy malował się lekki uśmiech. Położył rękę na mym ramieniu, co zdenerwowało mnie jeszcze bardziej. Warknęłam tylko a on zaśmiał się, no cóż, może w poprzednim wcieleniu byłam jakimś ładnym pieskiem? Musze przyznać że moje przemyślenia mnie dobijają… -No i z czego się śmiejesz? Popatrzył byś na siebie! Kiedy ostatnio coś ze sobą robiłeś, oczywiście oprócz trenowania… Ta twoja nie uległość jest po prostu powalająca. Dziewczyna owinęła Cię sobie wokół palca! –Powiedziałam i westchnęłam ciężko, nie mogłam uwierzyć że jakaś lafirynda mogła go uwieść. Jedyne co mnie w tym boli to fakt, że mi się nie udało, ale przecież zawsze może być inny, prawda? Z tych bezsensownych przemyśleń wyrwał mnie głos Aleksandra. –Po to mam oczy żeby się na Ciebie patrzeć a to z czego mam przyjemność się śmiać to już tylko i wyłącznie moja sprawa…
-No co ty? To tak jakbyś zarzucał mi to że nie wiem do czego służą oczy…
-Bo może nie wiesz? Przecież takie osoby jak ty często zapominają różne rzeczy, skąd więc mogę wiedzieć że wiesz do czego się ich używa?
Zaśmiałam się chłodno i podeszłam bliżej niego. –Dosyć tej cudownej wymiany poglądów, może w końcu zaszczycisz mnie informacją z jaką tu przybyłeś? W końcu nigdy nie przychodzisz do mnie od tak sobie. –Powiedziałam i popatrzyłam na niego podejrzliwie, z bliska wydawał się jeszcze przystojniejszy.
-Masz racje, do ciebie nie przychodzi się z pustymi rękami. Moja propozycja jest  następująca: zlikwidujesz pewnego gościa, to najprawdopodobniej ktoś z rosyjskiej mafii. Zagraża mojemu klientowi. Facet którego masz sprzątnąć to dawny wojskowy a jak wiadomo tacy są jeszcze groźniejsi…
Przerwałam mu i zapytałam –A co będę z tego mieć?  -Popatrzyłam na niego podejrzliwie, już miałam coś powiedzieć kiedy ten zaczął –Wiedziałem, że o to zapytasz. Co powiesz na taką kwotę? –Pokazał mi kwitek na którym widniała sześciocyfrowa sumka. –Dostaniesz tyle jeśli szybko wykonasz robotę…- Patrzył na mnie badawczo a na jego twarzy widniał chytry uśmieszek. Ponownie zabrałam głos –Jedziesz do Moskwy ze mną czy może mam zrobić to sama? Pamiętaj że jestem tylko „człowiekiem” i nie zawszę dam radę.
-Jadę z tobą… -Powiedział i zaśmiał się cicho. –Co do twojego człowieczeństwa miał bym wątpliwości zresztą tak jak i do swojego. To jak? Bierzesz to?
-W sumie, rosyjska mafia dość dobrze mnie zna…- Zaśmiałam się cicho i zapytałam –To kiedy zaczynamy?
-Jutro rano na lotnisku, pierwszy lot do Moskwy o 5.30… - Powiedział i równie szybko jak się tu zjawił, już go nie było
-No moi drodzy przyjaciele… Szykujcie się na mój wielki powrót.
Powiedziałam i jednym susem zeszłam z dachu. Powoli zaczęłam kierować się w stronę domu jednak jak zwykle nie  mogła mnie ominąć dodatkowa rozrywka. Dwóch osiłków stało na końcu ulicy i z nie najlepszymi humorami przypierali jakiegoś biedaka do ściany. Ja oczywiście, jak to porządna obywatelka podeszłam do nich i z uśmiechem oparłam się o mur. Skądś znałam tego biednego chłopaka ale nie mogłam sobie przypomnieć.
-Nie wiem czy wiecie ale za taką rozrywkę można nieźle oberwać…
Mężczyźni popatrzyli z kpiną w moją stronę, najwyraźniej nie wiedzieli że w tym momencie powinni uciekać…